Szanowny Panie,
[…]
Propozycję pierwszą, tyczącą przesyłania nam „Kultury” i wydawnictw książkowych z „Kulturą” związanych – przyjmujemy oczywiście z radością i głęboką wdzięcznością. „Kultura”, zdobywana z wielkim trudem i pewnym nawet ryzykiem – była w okresie stalinizmu dla większości z nas pismem, które otwierało nam okno na inny świat. Koledzy, mający dostęp do nielicznych egzemplarzy, przysyłanych uprzywilejowanym instytucjom państwowym – „wypożyczali” je sobie na jedną noc, co celniejsze artykuły i utwory przepisywano na maszynie, filmowano itd. (Światło „dzienne” znam z fotokopii, „Umysł zniewolony” z mikrofilmu). Teraz o „Kulturę” łatwiej, ale jednak nadal cenzura konfiskuje egzemplarze, przysyłane poza urzędowym rozdzielnikiem. Między innymi znajomi z Paryża zaprenumerowali „Kulturę” dla mnie, bodajże na adres Państwowego Instytutu Wydawniczego. Żaden egzemplarz nie dotarł. Nie próbowałem u Was reklamować, bo to by nie pomogło. Dlatego propozycję pańską przyjmuję z wdzięcznością, ale i ze sceptycyzmem.
[…]
Co do propozycji drugiej, zasadniczej, stanowisko Klubu w tej sprawie jest raczej pozytywne, z tym że propozycja jest zbyt ogólnikowa, by mogła nam dać ogólne wyobrażenie o tym, jakby się współpraca w praktyce mogła układać. Chcielibyśmy znać możliwie dokładnie zamiary i postulaty „Kultury” w tej sprawie, tym bardziej że jest to sprawa wciąż jeszcze drażliwa. Kluby inteligenckie i robotnicze znajdują się wciąż pod obstrzałem elementów konserwatywnych, z nieufnością też patrzą na nas czynniki urzędowe, szczerze związane z nowym, centrowym kursem. W związku z tym, jeśliby proponowana przez Was współpraca wchodziła na tereny „cenzuralne” niebezpieczne – mogłoby to być może, stać się nawet sygnałem likwidacji ruchu klubowego. Oczywiście, przede wszystkim musimy się o to martwić my sami, ale dlatego właśnie chcemy znać dokładnie Wasze plany ułożenia tych spraw.
Uprzejmie proszę, o jak najszybsze pokwitowanie odbioru obydwóch listów, choćby przed wysłaniem zasadniczej odpowiedzi.
Łączę wyrazy szacunku i przyjaźni. Prezes Klubu Krzywego Koła
Warszawa, 8 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Młody Lipski (ten z „Krzywego Koła”) przyniósł jakiś króciutki tekst zwracający się do Rządu o rozszerzenie wolności słowa zawarowanej Konstytucją. Było tam już dużo podpisów uczonych i pisarzy o bardzo sławnych nazwiskach. Nie palę się do takich „petycji”, bo to nic nie da, ale tak wciąż wszystkiego odmawiam, że zawsze w końcu zdarzy się coś, czemu po prostu na zasadzie prawa liczb czy prawdopodobieństwa nie odmówię. Bez dyskusji więc chciałam podpisać w przypadającej na mnie kolejności. Lipski na to: „Chciałem prosić – bo tu pod prof. Infeldem zrobił się taki odstęp – żeby to miejsce wypełnić, może tu pani podpisze” (Infelda podpis był pierwszy). Podpisałam bezmyślnie. Bezmyślność to moja największa wada. Bo to był b. naiwny manewr, żeby uzyskać mój podpis na tzw. „czołowym” miejscu. Powinnam była powiedzieć: „Nie, proszę pana, to jest niedobry manewr. Adresaci pomyślą od razu, że inni podpisali, widząc mój podpis. Tymczasem rzecz się miała odwrotnie. Ja podpisałam widząc tyle podpisów”.
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Był „Bal u Prezydenta”, czyli imieniny Jana Józefa Lipskiego. Na bal przybył kwiat Warszawy ― wybitni ludzie nauki, kultury i sztuki. [...] Wszyscy goście tuż przed spotkaniem dowiedzieli się z radia, że Sejm PRL na wniosek premiera Jaroszewicza uchwalił [...] podwyżkę cen żywności. Już z czyjejś głupoty, bo chyba nie dla dodatkowego rozdrażnienia ludzi, dodano do tego wiadomość, że od poniedziałku, czyli tak czy owak post factum, podwyżki te skonsultuje się ze społeczeństwem.
Chodziłem między gośćmi Jana Józefa i zadawałem dwa pytania ― 1. Czy zdaniem pytanej przeze mnie osoby dojdzie w tej sprawie do wybuchu społecznego protestu? 2. Czy jeżeli tak się stanie, to zgodzi się na podpisanie zbiorowego wystąpienia solidarnościowego? Zebrani na pierwsze pytanie odpowiedzieli nie, a na drugie ― tak.
Warszawa, 24 czerwca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Za trzecim wyjazdem, a było to 16 września 1976 roku, wymyśliłem coś innego. Że pójdę do sądu. Może trafię na jakąś rozprawę uczestnika wydarzeń. Wszedłem do Sądu Rejonowego, spojrzałem na wokandę na drzwiach i zorientowałem się, że dobrze trafiłem: chuligaństwo i pobicia. Tak kwalifikowano czyny protestujących robotników. Wszedłem na salę. Miałem ze sobą miniaturowy magnetofon, który dostałem od Jeglińskiego. Nagrałem przebieg rozprawy i gdy się skończyła, wyszedłem na korytarz. A tam cała grupa młodych ludzi z Warszawy, niektórzy ze śpiworami. Wśród nich był syn Jana Józefa Lipskiego — Tomasz. Znałem go, bo kontaktowaliśmy się przy okazji listów w obronie studenta KUL Stanisława Kruszyńskiego i studenta Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie Jacka Smykały. Spytałem Lipskiego, co tutaj robi. Przyjechał z kolegami na rozprawę. Powiedziałem, że ja też, że byłem na rozprawie, nagrałem ją. Poprosiłem go, żeby przechował taśmę, bo mogli zauważyć, że nagrywam i jeśli zabiorą mi magnetofon, stracę taśmę. Wszedłem na następną rozprawę, potem na jeszcze jedną. Wyszedłem i zobaczyłem, że grupa tajniaków obserwuje korytarz. Wyglądało na to, że zamierzają nas zwinąć. Oddaliłem się. Po nawrocie zobaczyłem, że otaczają warszawiaków. Był w tej grupie Lipski, byli Antoni Macierewicz, Ludwik Dorn, Zofia Winawer, późniejsza żona Seweryna Blumsztajna. Gdy ich zatrzymywali, skręciłem delikatnie w bok, po schodach na dół i szybkim sprintem za róg budynku.
Radom, 16 września
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
Wczoraj wieczorem przyjęcie u Jana Józefa Lipskiego z okazji uwolnienia korowców. Poszedłem z Tośką i Jurkiem. Było około stu osób. Wszyscy szczęśliwi, oszołomieni, jeszcze niezupełnie dowierzający. […] Rozglądam się wkoło po uczestnikach fety. Zatrzymuję wzrok na energicznych, stanowczych twarzach Jacka Kuronia, Chojeckiego, Macierewicza, Lipskiego. Nie, oni nie pozwolą odebrać sobie KOR-u.
Warszawa, 24 lipca
Marian Brandys, Dziennik 1976−1977, Warszawa 1997.
W imieniu Regionu Ziemia Radomska jeden z delegatów zgłasza projekt uchwały o uznaniu działalności KOR-u jako pierwszego ogniwa robotniczej i obywatelskiej solidarności. Jest sprzeciw. Rozpoczyna się walka nerwów. Andrzej Gwiazda: „W 1976 roku partia w Radomiu i Ursusie napluła w twarz nie tylko robotnikom, ale nam wszystkim. Znalazło się w Polsce 22 ludzi, którzy zmyli z nas tę hańbę”.
Jednak robotnicy z delegacji lubelskiej boją się poprzeć uchwałę. Załogi przykazały im trzymać się od KOR-u z daleka. Zjazd się dzieli. Wiceprzewodniczący „Mazowsza” Paweł Niezgodzki proponuje, żeby raczej podkreślić zasługę Kościoła. Strzał jest celny. Górą katolicy.
Tak każdą świętość, ideę można uczynić przedmiotem rozgrywki.
Jan Józef Lipski, pisarz, członek-założyciel KOR-u podchodzi do mównicy, pragnie powiedzieć, że ta uchwała nie jest im wcale potrzebna, nie narażali się dla uznania ani dla sławy. I pada, karetka odwozi go do szpitala. Stamtąd pisze list pełen goryczy. Aktorka Halina Mikołajska chce oddać mandat delegata. Jacek Kuroń płacze.
Gdańsk, 28 września
Bartosz Kaliski, „Antysocjalistyczne zbiorowisko”? I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność, Warszawa 2003, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.